Zima w Nowym Jorku to chyba jedyna tamtejsza rzecz, którą wolę oglądać na zdjęciach. Długa, jak Neverending Story i uciążliwa, jak Pain in the ass (ups). Często przychodzi już w listopadzie, zwłaszcza lodowate wiatry i potrafi zostać nawet do kwietnia, a przy tym jest tez bardzo kapryśna i zmienna, jak kobieta w klimakterium. Łącznie z uderzeniami gorąca. Przekonałam się o tym kilka razy. Obojętnie czy mamy luty, czy kwiecień, to okazja do lepienia bałwana na amerykańskim podwórku jest bardzo prawdopodobna. I weź się teraz spakuj mądrze na tygodniowy pobyt w Nowym Jorku, nie zapominając o miejscu w walizce na zakupy. Wyzwanie prawie takie samo, jak przygotowanie bagażu na tygodniowy wyjazd nad nasze morze latem (chociaż tutaj pole do popisów mamy większe, bo zakupów w Chałupach raczej nie zrobimy… ale kasy wydamy tyle samo).